Jestem za likwidacją powiatów

Nasz kraj stale potrzebuje ogromnych funduszy na zapchanie deficytu budżetowego. Jednym z dużych zasobów jakie władza ma w swoim zasięgu jest możliwość pozyskania zaoszczędzonych środków z tytułu likwidacji starostw. W Polsce mamy 380 powiatów (w tym 66 miast na prawach powiatu). Wg. mnie jedynym dzisiejszym uzasadnieniem do utrzymania w podziale administracyjnym kraju powiatów jest polityka. Jednak środki wydawane na miejscowych notabli w starostwach jest niestety bardzo kosztownym elementem w budżecie naszego państwa. Jest też drugi po za finansowy, negatywny aspekt istnienia tych jednostek. To właśnie politykierstwo. To ono często blokuje realizację rzeczywistych potrzeb części społeczeństwa w imię urzeczywistnienia interesów przeważającej frakcji rady. Moim zdaniem powinien w końcu ktoś z władzy wziąć do ręki kalkulator i przeprowadzić bilans zysków i strat. Zyskiem niewątpliwie byłyby pieniądze, ale również zwiększenie efektywności sprawowania władzy i liczne uproszczenia dla obywateli w załatwianiu urzędniczych spraw.

Zacznijmy od finansów. Przykładowo w budżecie mojego powiatu na 2016 r zaplanowano wydatki na sumę 86.775.712,78 zł. W budżecie tym same wynagrodzenia osobowe pracowników wynoszą 4 786 255,74 zł. Oczywiście mówienie, że likwidacja starostw da astronomiczne (w skali kraju) oszczędności z tytułu choćby oszczędności na płacach byłoby czystą demagogią. Ktoś przecież musiałby wykonywać nadal pracę pewnych wydziałów. Znakomita większość pracowników mogłaby pozostawać bez jakichkolwiek obaw o swoje zatrudnienie. Po prostu – gminy, oraz inne instytucje wraz z przejęciem na siebie dotychczasowych zadań starostwa przyjęłyby do siebie znakomitą większość wyszkolonych pracowników. Jednak przy takiej reorganizacji odpadłyby wynagrodzenia m. innymi starostów, zastępców starostów, etatowych członków zarządu.. Do tego można doliczyć kilka czy kilkanaście innych etatów związanych z obsługą samego starostwa. Oprócz płac zmniejszą się też koszty: materiałowe, delegacji, usług zewnętrznych, utrzymania części nieruchomości oraz wiele innych związanych z bytem Starostwa. Inne źródło oszczędności to pieniądze na utrzymanie rad powiatów. W pozycja ta w budżecie (za 2016 r) – w moim starostwie wynosi 332 877,68 zł. Gdy tylko przyjmiemy hipotetycznie, że jest to średnia krajowa i pomnożymy tylko tę pozycję przez liczbę starostw to rocznie da nam kwotę 1 517 967 820,00 zł oszczędności! A przecież „bogate” starostwa przeznaczają na ten cel nieporównywalnie większe środki! Dlatego przypuszczać możemy, że skala tej gigantycznej sumy może być znacznie wyższa.

Na temat ujemnych stron dla gospodarki i życia lokalnej społeczności wynikających z uprawiania na tym szczeblu polityki można by wiele napisać. Myślę, że każdy, kto choć trochę interesuje się działaniami tych jednostek znalazłby sporo przykładów ze swego terenu na negatywne działania lokalnych działaczy. Widoczne są też często niewłaściwe zachowania i zjawiska wynikające z samego faktu istnienia powiatów. W skrajnych przypadkach blokują one wręcz rozwój regionu, utrudniając załatwienie wielu spraw i życie jego mieszkańcom. Oto tylko jeden przykład z mojego podwórka. Przez teren gminy, a konkretnie środek wiosek znajdujących się na jej terenie przebiegają drogi powiatowe. Dawno mogłyby stać się gminnymi choćby i z tej przyczyny, że faktycznie są to drogi lokalne, z których korzystają przede wszystkim mieszkańcy sołectw. Drogi te łączą jednak ich miejscowość z miastem (a jakże – stolicą powiatu), a drugi ich koniec stanowi centralną ulicę wsi, która nierzadko kończy się w polu lub na innym, swym odcinku jest drogą polną! Gmina nawet byłaby skłonna przejąć od starostwa te drogi – ale w stanie wyremontowanym. I tu dotykamy sedna tego przykładu. Niestety ze względu na ustawiczny, katastrofalny stan budżetu starostwa (w którym priorytet mają takie działy jak służba zdrowia, czy oświata) na inwestycje drogowe ciągle brakuje pieniędzy. A jak już jakąś część udaje się na ten cel zabezpieczyć to przeznaczona jest na te odcinki, za którymi lobbuje silniejszy elektorat zasiadający w radzie. Nie zachęca ich nawet zadeklarowane w budżecie gminy wsparcie dla remontu danej drogi. Oni mają swoje preferencje. Tzw. schetynówki są trudnodostępne, powiat zbyt biedny, gmina nie będzie remontowała – bo to nie jej – a mieszkańcy nadal mają drogę w katastrofalnym stanie (który niestety się pogłębia aż do jej podbudowy).

Obrońcy istniejącego podziału administracyjnego kraju zarzucą, że sama likwidacja nie wiele zmieni, gdyż ktoś i tak będzie musiał przejąć obowiązki Starostw. Tyle, że te zadania można przypisać do bardziej odpowiednich instytucji. Najwięcej oczywiście przejąć musiałyby gminy i miasta. Takimi wydziałami byłyby np. komunikacja, czy budownictwo. Przecież łatwiej jest zarządzać gminie swoimi terenami w zakresie inwestycyjnym niż starostwu, które i tak w tym celu posługuje się dostarczonymi mu przez te jednostki planami lub decyzjami o warunkach zabudowy. Część gmin zresztą w ramach powierzonych obowiązków prowadzi cały czas np. wydziały komunikacji. Pewne obszary zaś powinny wrócić pod bezpośredni zarząd odpowiednich ministerstw. Do nich należy zaliczyć m. innymi szkolnictwo, geodezję, nadzór budowlany, czy służbę zdrowia. To skandal, żeby szpital był na utrzymaniu powiatu! Od tego mamy Ministerstwo Zdrowia (z, czy bez NFZ). Oczywiście jednostki samorządu terytorialnego powinny partycypować w utrzymaniu szkół, czy placówek zdrowotnych. Ale to one powinny przelewać pieniądze do ministerstwa, a nie oczekiwać na dotację i należności z góry. Proszę też zobaczyć jak wiele wydziałów w urzędzie gminy czy miasta jest zdublowanych w starostwach. Co prawda ich zakres jest inny, co nie oznacza jednak, że niemożliwy do skomasowania. Zwłaszcza gdy przejęci zostaną pracownicy, a nawet ich zasoby i siedziby w starostwach.

W historii Polski mieliśmy już czasy kiedy nie funkcjonowały powiaty. Był to okres niemal 24 lat: od 1975 do 1 stycznia 1999 r. Co prawda mieliśmy w tym czasie aż 49 województw. To jednak dużo mniej niż 380 powiatów!

Te moje przemyślenia stanowią jedynie pewne propozycje reorganizacyjnych rozwiązań. Możliwości jest zapewne wiele i niech się nad nimi pochylą specjaliści. Co by jednak w tym temacie nie powiedzieć – to gołym okiem widać, że postulowana przeze mnie likwidacja powiatów przyniesie wiele wymiernych korzyści. Nawet pomimo konieczności dalszego utrzymania wielu zadań starostwa w takiej czy innej formie to i tak per saldo bilans z tytułu ich likwidacji przyniósłby ogromne korzyści finansowe. To zaś czy te oszczędności byłyby przejedzone, czy też odpowiednio, mądrze wykorzystane – to temat do oddzielnych rozważań. No i musi się znaleźć w końcu jakaś władza, która będzie na tyle odważna i rozsądna, że zrezygnuje ze swoich politycznych aspiracji obsadzania stanowisk na powiatowym szczeblu. Ja na pewno poprę takie działanie.
Krzysztof Kwiatkowski (artykuł napisany w 2016 r)